Spektakle 7. Festivalu Malta 2015, tradycyjnie przeniesione do Lubonia
Tegoroczny Malta Festival był imprezą jubileuszową, odbywał się bowiem już po raz 25. To przedsięwzięcie, skierowane nie tylko do miłośników teatru, już dawno temu na stałe wpisało się w kalendarz wydarzeń kulturalnych w Poznaniu i wiele osób nawet nie zauważyło, że od jego inauguracji minęło właśnie ćwierć wieku.
Chociaż lubońska odsłona tej imprezy nie ma tak długiej historii, to jednak również zdążyła na stałe wpisać się w kalendarz wydarzeń kulturalnych Lubonia. Tradycyjnie już dwa przedstawienia teatralne prezentowane w ramach Malta Festivalu, a konkretniej Festiwalu Malta na Bis, odbyły się w naszym mieście i, jak co roku, oba wystawiono na terenie firmy „Lubanta” przy ul. Armii Poznań 49.
W gotowości
„Zatem wojna! Bezlitosny wróg zaatakuje znienacka! Bądź gotów, obywatelu!” No to byliśmy… wszyscy uczestnicy spektaklu w ramach 7. edycji Festivalu Malta 2015, który miał miejsce 30 czerwca w Lubancie, a którego organizatorem był Ośrodek Kultury. Licznie zgromadzeni czekaliśmy cierpliwie przed wejściem, by dostać powołanie do batalionu. Kto potrafi posługiwać się bronią – opaska czerwona i pierwszy front. Żółta – dla tych w drugiej linii, a zielona dla kucharzy i psychologów. Gdy już formalności zostały załatwione, weszliśmy do zaciemnionego i zadymionego wnętrza, którego centrum stanowiły ustawione w wieżę skrzynki do jabłek. Tak to dostaliśmy się do sadu pana Pigalskiego. W obronie jabłkowego królestwa pomagali mu Kosztela i Mekintosz oraz my: Batalion „Szare Renety”. Żeby było jak na wojnie, dostaliśmy pseudonimy, m.in. Krótkonóżka, Cesarz Aleksander, Lobo, Rapa Zielona, Ananas Berżenicki i Antonówka, którą była mama Bolusia, polonistka i zagorzała patriotka z rodzinnymi tradycjami, która ku chwale sadu jest w stanie poświęcić swego jedynego syna. I chociaż życie w okopach nie było spełnieniem marzeń Bolusia, to mama zadecydowała. Gdy już wszyscy złożyliśmy ślubowanie, że będziemy walczyć o sad, pilnować porządku w narzędziach czy pielić chwasty, przyszła pora na pożywienie się przed walką – suszone jabłka. Wszyscy zwarci i gotowi, czuliśmy ducha odpowiedzialności i walki. Otwartego ataku nie było, ale w pewnej chwili przyszedł brat Jonatan. Kolorowy i wesoły, wyróżniał się nieco od nas. Nie miał broni, a akcja zaczęła się niewinnie… od symboliki kolorów! My szare renety, nijakie, beznadziejne… a on? Szalony, różnobarwny, odważny… I natychmiast wszyscy chcieli być tacy, jak on. W niemrawego dotąd Bolusia czerwień wlała nieopisane pokłady energii; jego mama z rozmachem zrzuciła z siebie beżowy, obszerny płaszcz i z odwagą paradowała w czerwonym, spiczastym biustonoszu – kobieta wyzwolona, która zna swoją wartość. W innych też „obudziła się bestia”. Nagły powiew świeżości poniósł batalion tak daleko, że odwrócił się od swego dowódcy! A więc bunt. A skoro tak, to jego przywódca musi zginąć. Żeby było jak na wojnie, musi być news. Potrzebował go Richard, korespondent wojenny, dziennikarz TV Wytrwam 24. A skoro „nie ma trupów, nie ma newsa”, to zrobiono sąd nad Jonatanem. Obrońcą był… Pigalski, prokuratorem – mama Bolka, a katem – Boluś. I pewnie wszystko byłoby bardzo medialne, gdyby nie wielkie „bum”, które przyszło z góry. A wraz z nim – przybysz, który udzielił wywiadu na temat żołnierskiego życia. O misji, która została mu przydzielona; o rozkazie, który jest najważniejszy i o rodzinie, która czeka na niego w domu. Materiał nagrano, szef pewnie będzie zadowolony, a my zostaliśmy z mnóstwem pytań w głowie: czy walczyć? Jeśli tak, to o co? W imię jakich wartości? Czy istnieje wojna „sprawiedliwa”?
Spektakl poznańskiego Teatru „Usta Usta Republika” zdecydowanie trafił do widzów. Interakcje aktor-publiczność były tak naturalne, że dały poczucie jedności. Realizm krzywego zwierciadła kazał nam traktować sad i jabłka w kategorii symbolu, i chociaż skojarzenie sprawy polskich owoców na wschodzie samo wdzierało się w myśli, był to przekaz bardzo uniwersalny. Pojawił się też wątek nadmuchanych mediów, które gonią za sensacją w opozycji do ponadczasowej poezji (tu: Miłosza). Refleksji było wiele, publiczność wychodziła z głową pełną przemyśleń, a śmiech podczas spektaklu był realnym dowodem na to, że się podobało.
Reżyser: Wojciech Wiński; scenariusz: Ewa Kaczmarek, Łukasz Pawłowski, Wojciech Wiński; muzyka: Adam Brzozowski; kostiumy: Idalia Mantas. Wystąpili: Roman Andrzejewski, Grzegorz Ciemnoczołowski, Marcin Głowiński, Ewa Kaczmarek, Mikołaj Podworny, Artur Śledzianowski, Wojciech Wiński i Przemysław Zbroszczyk.
B.S.
Dyskurs z improwizacją
Jako pierwszy 29 czerwca przed licznie zgromadzoną lubońską publicznością w monodramie Bogusława Schaeffera „Audiencja V” zaprezentował się w tym roku Piotr Zawadzki. Domniemany wykład na tematy muzyczne stał się dla twórcy (i odtwórcy) okazją do zaprezentowania poglądów na temat otaczającej nas rzeczywistości, sztuki (przede wszystkim muzycznej) i życia. Przedstawieniu temu daleko jednak było do nudnego i dłużącego się w nieskończoność wykładu naukowego, bliżej mu było natomiast do swoistego dyskursu nie stroniącego od improwizacji aktora z widzami. Interakcje na linii aktor-widzowie stanowiły istotny element występu Piotra Zawadzkiego i warto odnotować, że wypadły one bardzo naturalnie, bez widocznej niekiedy w takich sytuacjach sztuczności. W spektaklu tym, pod grubą warstwą komizmu, którego pozazdrościć mógłby niejeden polski kabaret, kryły się gorzkie spostrzeżenia na temat kondycji współczesnego artysty, któremu przyszło żyć i tworzyć w świecie nieprzychylnym szeroko rozumianej sztuce. Sam bohater natomiast musi się mierzyć nie tylko z otaczającą go rzeczywistością, ale też z własnymi lękami i ograniczeniami. Brawurowa kreacja Piotra Zawadzkiego w połączeniu z inteligentnym humorem tekstu Bogusława Schaeffera stanowiły perfekcyjne zestawienie, które bardzo przypadło do gustu lubońskiej publiczności.
Pierwsze przedstawienie zaprezentowane w ramach tegorocznej odsłony Festiwalu Malta na Bis w Luboniu śmiało nazwać można sukcesem. Przychylne przyjęcie monodramu przez lubońską publiczność każe przypuszczać, że również na przyszłorocznej edycji frekwencja będzie wysoka i pozostaje mieć nadzieję, że równie wysoki będzie poziom artystyczny.
Mateusz Tritt