Refleksje na temat konsultacji władz miasta z mieszkańcami
W Luboniu chyba nikomu. Takie mam wrażenie po pięciu spotkaniach konsultacyjnych, zorganizowanych, przez władze miasta, w szkołach, które od września będą podstawowymi. Od jednego rodzica, o ekstrawaganckim i światowym wyglądzie usłyszałem, że reforma jest potrzebna, ale nie taka i nie w takim tempie. Trudno się nie zgodzić, bo wszystko i zawsze wymaga postępu, choć to niemodne słowo. Rzecz tkwi w szczegółach. O te pytają rodzice. Nie wygłaszają uwag dotyczących programów nauczania, sensu reformy, jej kosztów i znaczenia dla poziomu edukacji w Polsce. Nie pytają, czy da ona lepsze efekty i ułatwi tym samym zdobywanie wyższej pozycji w nowoczesnym świecie dla lubońskich absolwentów. Pytają raczej o drogę do szkoły, czy będzie bezpieczna, o „zmianowość”, czyli godziny nauki, o bezpieczeństwo małych dzieci w jednej szkole z dużymi. Jeśli któreś pytanie dotyczy nauczania, to jest troską o to, czy pozostaną nauczyciele, do których przyzwyczaiły się dzieci, młodzież i w jakimś sensie rodzice. Sam nierzadko narzekam na szkolnictwo, że ogranicza wiedzę, a daje złudne umiejętności, głównie do niezadawania sobie trudnych pytań, że ujednolica, kosztem oryginalności i wyjątkowości, jako wartości człowieczeństwa. Choć, gdy słucham córki, będącej już absolwentką dotychczasowej, polskiej szkoły, to nie mam wrażenia, że brak jej intelektualnego, dociekliwego, krytycznego oglądu świata, także wrażliwości, ale może są to przymioty będące poza wpływem oficjalnej edukacji.
Najwięcej emocji było w SP 2. Nic dziwnego odejdzie z niej, czy raczej powinno odejść, wielu uczniów z obwodu, który został przekazany do SP 5. Dyrektor SP 2 przygotowała prezentację pokazującą opłakane skutki pozostawienia w tej szkole tych, którzy powinni być przeniesieni do nowych obwodów. Szkoła pękałaby w szwach, lekcje trwałyby do 19.35, a nawet do 20.20. To jest wariant nie do przyjęcia. Drugi, to wolna, samodzielna decyzja rodziców, o przeniesieniu części uczniów do SP 3 i SP 1. W Trójce zachętą miałyby być klasy językowe. Doświadczona kadra jest przygotowana do prowadzenia lekcji po angielsku, a o taką szkołę dla swoich pociech często zabiegają rodzice. Wynika to z przekonania o wyborze dobrej przyszłości, w międzynarodowym otoczeniu. Czy to prawda, to już inna sprawa? Trzeci wariant przewiduje przeniesienie do SP 5 całych klas siódmych i przez dwa lata prowadzenie niepełnej podstawówki w SP 2. To pozwoliłoby na spokojne przeczekanie „wyżu” i wyposażenie pracowni przedmiotowych dla klas siódmych i ósmych, których w szkole jeszcze nie ma. Co się stanie, jeśli klasy siódme będą jednak w SP 2? Dyrektorka zapewniła, że środki znajdą się i pracownie w szybkim tempie powstaną. Szybkie tempo, to jest właśnie największa bolączka tej reformy. Nigdzie na świecie nie przeprowadza się w takim krótkim czasie zmian na „żywym organizmie uczniów”. Gdyby rozpoczęto nowy system oświatowy od klasy pierwszej, byłoby sześć lat na spokojne przeprowadzenie zmian. Do dyskusji pozostaje też sensowność całego projektu. Przy wszystkich zastrzeżeniach do poprzedniej reformy gimnazjalnej, stała się ona faktem i okrzepła. W wielu szkołach przyniosła dobre rezultaty, inne starały się dogonić najlepszych. Cofnięcie się do ośmiolatki, będącej efektem reformy z PRL, też bardzo wtedy krytykowanej i wprowadzonej bez konsultacji społecznych, które w tamtym ustroju nie były praktykowane de facto, choć udawano, podobnie jak teraz, że decyzje władz są powszechnie popierane. Na spotkaniu w Dwójce padły oskarżenia, że to nie są konsultacje, bo już i tak wszystko ustalono. Riposta burmistrz Małgorzaty Machalskiej zabrzmiała bardzo rzeczowo. Po pierwsze minął miesiąc od decyzji Prezydenta RP o wprowadzeniu reformy, zobowiązującej samorządy do jej wykonania, a to czas bardzo krótki. Po drugie, aby konsultować, trzeba mieć konkretny projekt, lub kilka, będących przedmiotem wyboru. Zatem praca, jaką wykonał samorząd i powołany przez niego specjalny zespół, zasługuje raczej na uznanie niż krytykę. Tak myślę, a przysłuchiwałem się spotkaniom w szkołach z uwagą i krytycznie. Dość stanowcze stanowisko Burmistrz zapowiadające w ostateczności konieczność arbitralnego zdecydowania o przeniesieniu klas siódmych z SP 2 do SP 5, będzie nie tylko skorzystaniem z prawa, ale też jedynym rozsądnym wyjściem. Miasto, jako organ założycielski szkół nie może dopuścić do tego, by w jednej placówce czas pracy był zdecydowanie dłuższy, niż w pozostałych i w praktyce miał zły wpływ na uczniów. To jasne i słuszne, nawet za cenę niezadowolenia uczniów i rodziców. Ci ostatni woleliby niczego nie zmieniać, co zrozumiałe. Często powołują się też na dobro dzieci, choć wcale nie ma pewności, że to jest uzasadniony argument. Cóż, oświata budzi emocje od zawsze. Gdy za „Solidarności” lat 1980-81, ówczesny premier Mieczysław Rakowski, mówił, że szkoły są państwowe i to państwo zadecyduje o ich kształcie, odpowiadaliśmy, że szkoły są wprawdzie państwowe, ale dzieci są prywatne. I dziś to też jest prawda. Żeby było dobrze w polskiej szkole, choć nie wszyscy rozumieją problemy oświatowe, te dwa stanowiska powinny się spotkać. Czy tak się stanie? Czeka nas kolejna tura debaty w lubońskich szkołach. Będziemy opisywać postępy tych konsultacji.
Warto odnotować także głos, który uznałbym za polityczny, może nawet otwierający debatę w przyszłej kampanii wyborczej. To był zarzut sformułowany przez Katarzynę Polerowacz-Kelmę, o zaniechaniach w pracach samorządu, zwłaszcza o rezygnacji z budowy szkoły w NCL. Tu doszło do ostrej wymiany zdań między Burmistrz a Mieszkanką, która nie jest wszak anonimowa, bo jest tu dziennikarką, kandydowała do Rady Miasta i do Sejmu z .Nowoczesnej. Jej głos miał, jak sądzę, szerszy kontekst. Dotyczył długofalowej polityki władz miasta. Trudno odmówić racji Burmistrz, że sprawa ewentualnej budowy szkoły, to problem odległy w czasie, dyskusyjny, dziś nieobecny w debacie publicznej, zwłaszcza wobec tak nagłej i nieoczekiwanej reformy. Być może ważny na przyszłość. Tymczasem decyzje o organizacji roku szkolnego 2017-18 muszą zapaść natychmiast. Tego wymaga kalendarz ustawowych działań.
Jerzy Nowacki
Wypełniona rodzicami sala gimnastyczna SP 2. fot. Jerzy Nowacki
Po oficjalnej części spotkania rodzice podchodzili do dyrektor Lidii Kałwińskiej i burmistrz Małgorzaty Machalskiej, z indywidualnymi problemami, fot. Jerzy Nowacki