Upieczenie biszkoptu to dla mnie wyzwanie i choć nie zdarzyło mi się jeszcze nikogo przyprawić o rozstrój żołądka, to jednak kuchnia nie jest dla mnie miejscem, gdzie mogę się wykazać. Dlatego też spotkanie z Pawłem Mieszałą, było trochę jak chichot losu, który przyznam szczerze, mile mnie zaskoczył.
Spotykamy się w sobotnie przedpołudnie w małej lubońskiej kawiarni. Mój rozmówca pojawia się z torebką ziaren kakaowca i właśnie od nich zaczynamy rozmowę… Japonia, Hiszpania, Portugalia, Włochy, Francja, Brazylia, RPA, Litwa, Niemcy, Białoruś, Rosja – to miejsca, w których był. W jednych krótko, a w innych nieco dłużej. Cel – zdobyć wiedzę i doświadczenie (jak we Francji), poznać nowe smaki i się w nich zakochać (jak w paryskich makaronach czy nicejskich croissantach) lub… zwyciężyć (jak w Lyonie).
Kim jest?
Po pierwsze – mistrzem świata cukierników w kategorii „witryny sklepowe” (1997 r.); po drugie – mistrzem polskich cukierników (1999 r.), po trzecie – wicemistrzem świata na Międzynarodowym Festiwalu Rzeźby Lodowej w Poznaniu w 2003 r. (którego jest współtwórcą), po czwarte – uczestnikiem wielu Mistrzostw Świata Cukierników, od Tokyo począwszy, przez Mediolan, a na Lyonie skończywszy. Poza tym, w 2010 r. był trenerem reprezentacji Polski na Kulinarnych Mistrzostwach Świata w Luxemburgu. Obecnie jest wykładowcą w Akademii „Zeelandia”, a do jego zadań należy: tworzenie receptur dla klientów, szkolenie młodych cukierników i stylizacja produktów.
Prywatnie jest poznaniakiem z urodzenia, lubonianinem z serca i sentymentu, a od niedawna mieszkańcem Komornik. Ojciec dwóch synów, którzy uczęszczają do lubońskich placówek. Człowiek z pasją, marzeniami i charyzmą.
Początki
„Chcę być cukiernikiem” – rzekł niegdyś mój rozmówca do Wojciecha Kandulskiego. „To pokaż, co potrafisz” – odrzekł mu tamten. I tak się zaczęła droga do kariery i spełniania marzeń. Pierwszym z nich było odwzorowanie kosza z karmelu, który pokazał mu kilka lat wcześniej sąsiad (wówczas szef kuchni w restauracji „Adria” przy ul. Głogowskiej w Poznaniu). I udało się – po 5 latach! Dzięki opiece pana Kandulskiego, który był jednocześnie jego promotorem i sponsorem, Paweł Mieszała zaczął rozwijać swój talent cukierniczy. To nie była łatwa praca, ale wciągała jak wszystko, co słodkie. Decyzja o ukończeniu szkoły o profilu cukierniczym, a następnie technikum, w perspektywie lat okazała się słuszna, ponieważ dała podstawy tego fachu. Jednak najcenniejszą szkołą okazał się 9-ciomiesięczny pobyt we Francji. Podczas gdy w Polsce cukiernictwo dopiero raczkowało, na zachodzie mistrzowie tworzyli cuda. Wyposażony w tajemną wiedzę, młody cukiernik mógł zaistnieć w Polsce. I tak też się stało. Wrócił z nowymi pomysłami, które zaraz zostały docenione. Szybko wszedł do ścisłego grona mistrzów. Pracował w cukierni W. Kandulskiego, był wykładowcą w Ośrodku dla Cukierników „Professional”, szkolił adeptów na Mistrzostwa Świata Młodych Cukierników, współpracuje z Akademią Marcina Budynka, itd. Jest nauczycielem wymagającym i skutecznym, co zaowocowało nie tylko wynikami uczniów na rozmaitych zawodach, ale także srebrną odznaką za zasługi dla rzemiosła polskiego (2004 r.) oraz medalem Komisji Edukacji Narodowej (2005 r.).
Z rozsądkiem
Zamawiamy kawę i rozmowa staje się mniej formalna. Temat schodzi na… jedzenie (a jakże!), ale w nieco innej perspektywie. Wizyta w RPA uświadomiła mu, jak dużo jedzenia marnujemy na co dzień. To, co my lekką ręką wyrzucamy do śmietnika, w afrykańskiej rodzinie stanowiłoby dzienne pożywienie dla całej rodziny. A zatem kolejny argument na to, że podróże kształcą… W domu pana Pawła przywiązuje się uwagę do tego, co i ile się kupuje. Mając wspólną płaszczyznę tematyczną pt. „dzieci”, dyskutujemy na temat barwników spożywczych, które najprawdopodobniej wywołują ADHD; na temat cateringowych posiłków w przedszkolach i szkołach, a także o zdrowym cukiernictwie, które polega na tworzeniu pyszności z dobrych produktów oraz z zachowaniem umiaru (chociaż podobno poznaniacy na tle wszystkich Polaków jedzą najwięcej słodkości).
Rzemiosło czy artyzm?
Podążając za krytycznym wzrokiem mistrza, który mimowolnie błądzi po wystawie pełnej ptysiów, serników, lodów i innych pyszności, przychodzi mi do głowy pytanie, na ile cukiernik jest twórcą, a na ile odtwórcą? Bo przecież torty z marcepanową polewą czy eksponaty cukrowe, o owocowych rzeźbach nie wspominając, wymagają nie tylko zręcznej ręki, ale też polotu. No i okazało się, że trafiłam w dziesiątkę! Bo cukiernik co prawda Akademii Sztuk Pięknych nie skończył, ale prowadził tam zajęcia ze sztuki pokazywania i dekorowania ciast. Poza tym, jego pasją jest fotografowanie i stylizowanie żywności. I tyle jeśli chodzi o artyzm, bo reszta tego fachu opiera się na bardzo precyzyjnych przepisach, w których czasem nawet gram potrafi wszystko zepsuć.
Smaki
Wiadomo, jakbyśmy się bardzo nie starali, to i tak kuchnia mamy jest najlepsza. Smaki z dzieciństwa na zawsze zostają w naszej pamięci. Lemoniada w woreczku, oranżada z saturatora, zupa mleczna, czeskie landrynki o smaku zielonego jabłuszka – to smaki, które tworzą magię jego dzieciństwa. I chociaż mama zawsze zostanie mistrzem, to z biegiem lat pojawili się też inni: Gabriel Paillasson (organizator Pucharu Świata Cukierników) oraz Billy Gallagher, który prowadzi akcje humanitarne w RPA. A co teraz jest w stanie zadowolić tak wymagające podniebienie? Otóż – jeśli chodzi o danie wytrawne, to pierwsze miejsce zajmują mule z białym winem, pietruszką i masłem, natomiast w kategorii „deser” zdecydowanie zwycięża mus z białej czekolady z dodatkiem passiflory na wykwintnym czekoladowym biszkopcie. Golonka, salceson czy czernina nie mają racji bytu w jego menu i raczej nie zapowiada się, aby te pozycje podzieliły los szpinaku, który przez 12 lat również był w niełasce, a teraz króluje na jego stole.
Marzenia
Mija druga godzina naszego spotkania. Nadal miło się rozmawia i wciąż rodzą się nowe tematy. Jak nie o działalności zawodowej, to o upodobaniach. Na koniec pozostaje jeszcze pytanie o marzenia. Jednym z nich jest stworzenie własnej kawiarni (być może nawet w Luboniu), w której będą serwowane czekoladowe specjały. Drugim marzeniem jest wydanie książki z własnymi przepisami; natomiast trzecim (i chyba najbardziej wymagającym) – stworzenie ciasta z oryginalnym kwiatem wanilii, który rośnie na Madagaskarze, a kwitnie tylko 8 godzin co trzy lata. Panie Pawle, tak sobie myślę, że skoro świat stoi przed Panem otworem, to Madagaskar też niebawem będzie łaskawy… Trzymam kciuki!
B.S.
Opublikowano „Wieści Lubońskie” kwiecień 2014.