Taniec to pojęcie, które każdy zna. To poruszanie się w rytm muzyki parami, w grupie lub w pojedynkę. Dla niektórych jednak taniec to nie tylko czynność, ale sens życia, największa pasja i codzienne wyzwanie. Tak jest w przypadku Aleksandra Spycha, absolwenta lubońskich szkół: Podstawowej nr 4 i Gimnazjum nr 1, a obecnie ucznia VI LO w Poznaniu im. Ignacego Jana Paderewskiego. Taniec zajmuje większość młodego życia Olka.
Turnieje taneczne odbywają się w soboty lub niedziele i, jak mówi, przypadają właściwie co tydzień. Fizycznie niemożliwe byłoby, gdyby miał brać udział we wszystkich, dlatego razem z trenerem wybiera te najbardziej znaczące. – Dzień turnieju zaczyna się wcześnie rano, trzeba się uszykować, przygotować psychicznie, ułożyć włosy. Trudno powiedzieć, ile par ze sobą rywalizuje, ale średnio jest ich 20. Od 2012 r. partnerką Olka jest Weronika Bigaj, wcześniej przez wiele lat tańczył z Malwiną Paprzycką. Po dotarciu na miejsce, gdzie odbywają się zawody, tancerze kupują bilety wejściowe, a następnie przebierają się, by chwilę później wejść na parkiet i ćwiczyć po raz ostatni przed oficjalnym występem. Potem zawodnicy wychodzą na prezentacje par oraz sędziów, których jest zwykle siedmiu. Zaczyna się turniej, zawodnicy mają przed sobą 3 etapy: od ćwierć- do finału (jeżeli startuje wiele par, etapów jest więcej). Ulubionymi tańcami Olka są paso doble, jive i samba, nie przepada natomiast za cha chą i tangiem.
Taniec to nie taka konkurencja jak szachy, gdzie wygrana jest oczywista. Jest bardziej skomplikowany w samej ocenie. W ćwierć- i w półfinale każdy sędzia przyznaje parze odpowiednią ilość „skreśleń”. Im jest ich więcej po zsumowaniu, tym tańczący mają większe szanse, by przejść do kolejnego etapu. – W każdym tańcu są inne kryteria oceniania. W każdym sędziowie skupiają się na zupełnie innych wartościach. Najważniejsza jest, wiadomo, rytmiczność, ale na przykład w cha chy liczy się prostowanie kolan, technika, różne przyspieszenia. Po prostu trzeba dać z siebie wszystko i to jedyne, o czym się myśli podczas turnieju. Do walki o I miejsce przystępuje 6 par, każda chce zwyciężyć. Ale taniec to nie tylko rywalizacja, to uczucia, poświęcenie, radość i satysfakcja. – Najbardziej lubię moment, kiedy wychodzę na parkiet z moją partnerką, słyszę nasze nazwiska, a widzowie klaszczą. Czuję się wtedy taki wyjątkowy. Reflektory oślepiają, więc stojąc na parkiecie, nie widzi się nic oprócz światła. Bardzo lubię to uczucie i już czekam na kolejne okazje. Muzyka cichnie, już po wszystkim. Teraz tylko pozostaje czekać na ogłoszenie wyników. Ocena na tym etapie przedstawia się następująco: najlepszą jest „1”, najgorszą „6”. Kiedy finałowa część się kończy, wszystkie 6 par wychodzi na parkiet i tam ogłasza się wyniki.
Największe osiągnięcie Olka to 2. miejsce na turnieju międzynarodowym, gdzie rywalizowały pary z całego świata. W tańcach latynoamerykańskich Olek osiągnął klasę B i do zdobycia najlepszego tytułu brakują mu już tylko dwie kategorie, natomiast w tańcach standardowych uplasował się w klasie C. Do osiągnięcia doskonałości pozostały mu więc 3 kategorie. Jego cele na ten rok to przejście do klasy B w standardzie i początek startów prowadzących do osiągnięcia klasy A w tańcach łacińskich. Przygotowuje się do turnieju na treningach, które odbywają się 3 razy w tygodniu i trwają aż 4 godziny. W swoim klubie – „Słońce Poznań” – może liczyć na wsparcie trenerów i specjalistów, którzy dbają o dobry rozwój fizyczny tancerzy.
Stypendium, które Urząd Miasta przyznał mu w roku szkolnym 2013-2014 (150 zł przez 10 miesięcy), przeznacza na ubrania. Stroje są bardzo kosztowne (np. frak ok. 2 000 zł). Wraz z wyższą klasą wymagania dotyczące stroju są większe.
Marysia Wieczorek i Agnieszka Witkowska
opublikowano „Wieści Lubońskie” maj-2014